Z zawodów wracałam z Leszkiem, jego Żabakiem (wspominałam o tym przy poprzedniej edycji LSK). Droga była fajna, miła i trochę męcząca, co 5 minut spałam na ramieniu Lesia :P (oczywiście nie miał nic przeciwko).
Z okazji urodzin zakupił mi fast foody z Maca :D Potem staliśmy w korku w, już, Krakowie, dokładnie to w tunelu obok Galerii Krakowskiej, totalnie staliśmy tam z pół godziny, przy okazji się zdrzemnęłam.
Druh był lekko wściekły, w sumie ja też, bo właśnie spóźnialiśmy się na nasze treningi (wspominałam), na szczęście w końcu dojechaliśmy i mogliśmy odetchnąć. Dziewczyny już były razem z Druhną A (która zastępowała Lesia), więc jak tylko się przebraliśmy, zaczęliśmy nasze zajęcia na sali.
Po skończeniu zajęć, przyszła kolejna grupa (obydwie grupy są moje, w sensie, że do nich należę), więc jak się "wszyscy" zebrali, zaśpiewali mi "Sto lat" i (co jest dziwne, bo się zrzekali, że tego nie zrobią) podrzucili mnie te 16 razy :D Totalnie piszczałam, powiem wam, zresztą się nie dziwcie, skoro "siłacze" trzymali mnie za tułów, a cała reszta chłopaków za nogi, więc wyszło na to, że spadałam głową w dół.
Ale udało im się i potem byłam przerażona i czerwona z radości, a pierwsza grupa już poszła. Chwilę potem przybył mój brat z wyczekiwanymi cukierkami, znowu było "Sto lat", ale bez podrzucania.
Wracałam do domu razem z moim bratem i jego dziewczyną, przy czym pochwaliłam się moim osiągnięciem. Będąc w domu mama się denerwowała się, że tyle godzin w ruchu (4h na nartach plus 4h autobus, zakończenie itd. plus 1,5h do Krk plus prawie 3h na sali :D).
Ale nie było odpoczynku.
Były urodziny. Zamiast tortu były pączusie mojej mamy (dokładnie 16). Brakowało fizycznie mojego tatusia, ale mieliśmy kontakt przez Skype'a, więc był obecny :D Dostałam prezentyyy!!! Jeden od mojej ukochanej parki na świecie [czyt. Miśki (czyt. brat i jego dziewczyna)]. Torebkę i portfel, naprawdę śliczne i marzyłam o takich :D Drugi od rodziców, tj. Żonkile i SmartWatch2 :P
Było super fajnie itd.
W sobotę zorganizowałam imprezę (jak już wiecie, jeżeli czytaliście). Z dziewczynami umówiłyśmy się na 16, żeby być na lajcie i coś przekąsić przed filmem, który był o 17, ale wyszło zupełnie co innego, ja z
E spóźniłyśmy się kilka minutek (kupiłam zaraz bilety, póki nie było kolejek),
Z spóźniła się ok. 20 min, ponieważ nie wiedziała gdzie jest Galeria Kazimierz, a więc czekając na
Aś zamówiłyśmy se napoje w Cinema Cafe, dziewczyny jakieś Frappe czy coś takiego, a ja Shake Waniliowy (pycha! polecam :D) i, żeby nie było,
Aś kupiłyśmy Shake Truskawowego. Ale
Aś pomyliły się linie i przegapiła przystanki, więc była na miejscu coś koło 10-20 po 17.
Sam film był czadowy - Alvin i Wiewiórki: Wielka Wyprawa. To jest niezapomniane wydarzenie, bo wydarzyło się tyle, że nie wiem o czym pisać :P Klaskanie podczas piosenek, "
co ta rąsia robi?", zwalenie popcornu niechcący przez gwałtowny ruch, niekontrolowane wybuchy śmiechu i wiele innych.
Potem już w domu, to co wymieniłam w poprzednim poście :D Tylko dodam, że grałyśmy jeszcze butelkę na koniec, z czego nic nie wyniknęło, bo w większości dziewczyny nie chciały się przyznawać.
PS. To wszystko to inspiracje, na razie daję je pomiędzy tekstem, żeby nie było ciągło i nudno :D Jak nauczę się korzystać z wielu ciekawych programów i stron (a teraz mam do tego warunki, bo nie wiem czy wspominałam, ale mam nowy laptop - Lenovo z Windows 10) to pojawią się nowe efekty :D
To są zdjęcia z Internetu zaczerpnięte, bo chciałam pokazać, mniej więcej możliwości mojego nowego lapka :D