niedziela, 10 listopada 2019

RECENZJA >> "Pierwszy rok" Rachel E. Carter (26/2019)

RECENZJA >> "Pierwszy rok" Rachel E. Carter (26/2019)

"Pierwszy rok"

Tytuł oryginału: "First Year"
Autor: Rachel E. Carter
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Czarny Mag (tom 1)
Liczba stron: 365
Data premiery: 19.09.2018 r.

Opis książki z okładki:
Szaty maga są wyłacznie dla najlepszych.
Nigdy ich nie dostaniesz, jeśli będziesz się bała. Tylko czy odważysz się walczyć do końca, Ryiah?

Akademia w Jerarze słynie z wyśrubowanych oczekiwań. Co roku przyjmowanych jest do niej zaledwie piętnaścioro uczniów, których szkoli się na magów. Chętnych jest jednak o wiele więcej. Mają rok, aby udowodnić, że są najlepsi. Dziesięć miesięcy wytężonej nauki, morederczych treningów i pracy ponad siły. Ryiah marzy o dołączeniu do elitarnej frakcji bojowej, ale czy sprosta wymaganiom mistrzów i stawi czoła... pewnemu przystojnem księciu, który najwyraźniej znienawidził ją od pierwszego wejrzenia?


Czarny Mag. Pierwszy rok Rachel E. Carter to pierwszy tom bestsellerowej serii z miłością, magią i wojną w tle.

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Po ten tytuł miałam okazję sięgnąć tylko dzięki Booktourowi, pewnie gdyby nie był taki organizowany, to pewnie nigdy bym nie słyszała albo nie interesowała ta pozycja :D Dziękuję, za taką możliwość :D

"Pierwszy rok" Rachel E. Carter jak sam tytuł wskazuje jest o pierwszym roku czegoś. Z opisu wiemy już, że chodzi o jakąś Akademię, gdzie uczą na magów. Czyli stricte fantastyka młodzieżowa. Nasi bohaterowie zaczynają naukę w akademii, pierwszy rok, który jest dla wszystkich uczniów do udowodnienia, że to oni powinni być jedni z 15 uczniów, którzy zostają wybrani. 

Już na samym początku poznajemy dwóch bohaterów, i od pierwszych stron dowiadujemy się, że nie mają łatwo. Ryiah i Alex są bliźniakami, w drodze do akademii napotykają pewien problem, z którym sobie radzą. Dla nich najważniejsze jest żeby dotrzeć na czas do szkoły i zacząć o czasie naukę.

Jak w większości młodzieżowych książkach, głównym bohaterem jest kobieta/dziewczyna i na niej skupia się prawie cała historia. Ryiah zmaga się z trudnościami jakie rzucił jej los, spotyka nowych ludzi i czasem zachowuje się niezwykle nieodpowiedzialnie. Dla niej najważniejszym jest, żeby iść po trupach do celu i nie baczyć na to co się wokół niej dzieje.

Oczywiście dla głównej bohaterki musiał się pojawić jakiś "czarny" charakter, który na celu ma tylu uprzykrzenie jej życia, i to według jej samej. Darren, ten tajemniczy przystojny książę, którego poznajemy z opisu. Wszystko wskazuje na to, że ją znienawidził jak tylko ją spotkał. No cóż, tak bywa. Jednak Darren jest dość rozwiniętą postacią, ma wiele warstw (jakby inaczej), jego działania zazwyczaj są inaczej postrzegane niż naprawdę są.

No i czas na mojego ulubionego bohatera, którego niestety jest tu mało (mam nadzieję, że może w dalszych częściach, będzie go więcej?). Mowa o Alexie, bratu bliźniaku Ryiah, który, na początku, wydawałoby się że nie będzie miał żadnych problemów. Bez problemu używa magii, jest całkiem niezły w uzdrawianiu i ziołach (rodzice aptekarze chyba obowiązują, nie?), ma też niezłą urodę, więc wykorzystuje to bez problemu, flirtuje, a dziewczyny się za nim oglądają. Typowy babiarz, który z łatwą ręką przejdzie przez życie. Ale nie. Bo czemu coś ma być czarne lub białe. Pojawiają się trudności, pojawia się ktoś, a Alex musi podołać wszystkiemu i tym razem bez siostry (bo jak wiemy ona ma swoje własne problemy ;)).

Ogólnie fabuła książki całkiem ciekawa, bohaterowie są wykreowani całkiem nieźle, mają kilka warstw, nie są całkiem płascy. Pomysł fajny, tylko całą książkę, można by zmieścić w połowie, a drugą połowę potoczyć akcję dalej (czyli co się dzieje po tym pierwszym roku). Nie spodobała mi się sama postać Ryiah, ale do tego jak została stworzona nie mam zastrzeżeń.
Wada, która niezwykle mocno mnie jarzyła w oczy, to to jak działa magia w tym wykreowanym świecie. Wiemy, że jest, że można ją "używać", ale poza tym to nic nie wiemy. A jest to wiedza, którą chętnie bym poznała :D


Denerwowały mnie tylko te non-stop pojawiające się błyszczące, złociste itd. szaty magów, a oni co w Dumbledora się bawią? :D

Cytaty:
- Musicie od samego początku wprawiać się w koncentracji, ponieważ ból nie minie. [...] Akademia nie jest przeznaczona dla wszystkich. Lepiej zaakceptować to teraz niż zmarnować rok.

sobota, 9 listopada 2019

RECENZJA >> "Lot nad kukułczym gniazdem" Ken Kesey (15/2019)

RECENZJA >> "Lot nad kukułczym gniazdem" Ken Kesey (15/2019)

"Lot nad kukułczym gniazdem"

Tytuł oryginału: "One flew over the cuckoo's nest"
Autor: Ken Kesey
Tłumaczenie: Tomasz Mirkowicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy 1991 (PIW)
Seria: Klub Interesującej Książki (KIK)
Liczba stron: 295
Data premiery: 1991 r.

Opis książki z okładki:
Akcja "Lotu nad kukułczym gniazdem", którego tytuł zaczerpnął Autor z ludowej wyliczanki, rozgrywa się w II połowie XX wieku w szpitalu psychiatrycznym w Oregonie. Nie tylko wiele sytuacji powieściowych zostało zainspirowanych przez prawdziwe wydarzenia, lecz także większość postaci drugoplanowych miała swoje pierwowzory wśród pacjentów w Menlo Park. Mimo tak silnego osadzenia w realiach, powieść jest jednocześnie tworem fikcji literackiej, który można rozmaicie odczytać i zinterpretować, w którym przemieszane są różne gatunki literackie i tradycje.

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Lot nad kukułczym gniazdem" to jest pozycja książkowa, która od paru dobrych miesięcy, które prawie doganiały rok, chodziła po głowie i czekała tylko na sięgnięcie. Pierwszy raz ten tytuł słyszałam po angielsku, kiedy na jednej z lekcji języka angielskiego oglądaliśmy film. Pomimo, że połowy tekstu nie rozumiałam, wtedy jeszcze nie byłam tak zafiksowana na punkcie języka obcego, film bardzo mi się spodobał, stał się jednym z filmów, który mógł być dla mnie taką małą inspiracją życiową. Wtedy postanowiłam, że przeczytam książkę. To cudowne stare wydanie, które tak bardzo mi się kojarzy tą książką, zakupiłam na targach książki za nie małe grosze, ale byłam zachwycona tym że mam tą książkę i że to w tym wydaniu.
Minęło trochę czasu, ja się uczyłam, a książka stała na półce, matura nadeszła. Aż pewnego dnia ciocia przychodzi do mnie z pytaniem czy chcę iść do teatru z nim, a na co? A na "Lot nad kukułczym gniazdem". A ja na to jak na lato, byłam naprawdę zadowolona z takiej okazji. Więc już się nie ociągając wzięłam książkę i zaczęłam czytać, oczywiście nie zdążyłam całej przeczytać przed spektaklem, ale i tak świetnie się bawiłam przy tym i przy tym.

Ale wracając już do książki.

Po pierwsze książka nie jest łatwa, zarówno pod względem stylu pisma, jak i pod fabuły. Mówimy tutaj o szpitalu psychiatrycznym, same te dwa słowa wywołują gęsią skórkę, a tym bardziej jeśli pomyślimy o tych szpitalach jak w filmach, gdzie zwykle nie jest fajnie. Ale nie jest tak źle. Narratorem jest Wódz, który dla innych wydaje się być niemową oraz głuchy, jego przedstawienie szpitala jest dość ciężkie, bo mówi o nim jak o jakimś organizmie ale nie człowieka, tylko robota czy cyborga, to może wprowadzić lekki mętlik w głowie. Wódz głównie skupia się na opowiedzeniu historii McMurphy'ego, który był nowym pacjentem, przymusowo, trzeba zaznaczyć, ale od czasu do czasu wprowadza retrospekcje o swoim życiu jako dziecko, kiedy mieszkał jeszcze ze swoim plemieniem. I niestety one są wprowadzane tak nagle, że ja musiałam się zatrzymywać i zastanowić się czy ja nadal czytam to samo, to było ciężkie, ale dało się przebrnąć.

A teraz przechodząc do innych kwestii. Bohaterowie. To jest najlepsza część powieści, a tak naprawdę ich wypowiedzi i działania, które widzimy oczami jednego z nich (Wodza właśnie), pobieżnie poznajemy kim są, co im dolega itd., a potem z czasem my dowiadujemy się coraz więcej o nich, gdyż oni cały czas się rozwijają, i to pod wpływem McMurphy'ego.

A McMurphy, Randle Patrick, to bohater który zawładnął i szpitalem i powieścią. Szkoda, że skończył jak skończył, ale myślę, że naprawdę dużo uczynił dla innych pacjentów, pomimo jego wątpliwych zamiarów.

Pomimo trudności z czytaniem i naprawdę ciężkiego tematu, książka była świetna. A McMurphy jest moim bohaterem.
Cytaty:
Nic tak nie irytuje ludzi, którzy chcą ci obrzydzić życie, jak to, że zachowujesz się, jak gdybyś tego nie zauważał.
Człowiek traci grunt pod nogami, kiedy traci ochotę do śmiechu.
Przynajmniej się starałem –mówi. –Przynajmniej się starałem, do diabła!
Jeśli ktoś ma zamknięte oczy, niełatwo jest przejrzeć go na wylot.
Wyobrażałem sobie, że może rzeczywiście jest nadzwyczajnym człowiekiem. Po prostu jest sobą i basta. I może właśnie temu zawdzięcza swoją siłę.

czwartek, 7 listopada 2019

RECENZJA >> "Listy Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru" Maria Turtschaninoff (21/2019)

RECENZJA >> "Listy Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru" Maria Turtschaninoff (21/2019)

"Listy Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru"

Tytuł oryginału: "Kronikor Fran Roda Klostret"
Autor: Maria Turtschaninoff
Tłumaczenie: Patrycja Włóczyk
Wydawnictwo: Młody Book!
Seria: Kroniki Czerwonego Klasztoru (tom 3)
Liczba stron: 488
Data premiery: 22.05.2019 r.

Opis książki z okładki:
Bogatsza o wiedzę wyniesioną z Czerwonego Klasztoru Maresi wraca do swojej rodzinnej wioski, w której chce założyć szkołę dla dziewcząt. Ale Sáru to miejsce naznaczone biedą i niewiedzą, gdzie dziewczyna jest kimś obcym, a jej czerwony płaszcz budzi nieufność nawet u jej matki.

Chciwy władca podnosi podatki, a mieszkańcy kraju cierpią głód. Nikt nie czuje się na siłach, żeby im pomóc. Maresi jednak posiada moc, o jaką nikt jej nie podejrzewa, nawet ona sama nie jest jej świadoma. Czy będzie umiała użyć tej siły, by ratować swój lud, kiedy w sercu dziewczyny po raz pierwszy rodzi się miłość?


Przejmująca, mocna opowieść o sile kobiecego serca i walce o to, co naprawdę ważne.


Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Listy Maresi" to według mnie najlepsza część z całych Kronik Czerwonego Klasztoru.
Maresi wyrusza w podróż, opuszcza bezpieczną wyspę, aby szerzyć wiedzę w swoim rodzimym kraju, w okolicach jej wioski dokładnie. Ma w planach założyć szkołę, uczyć dziewczynki i szerzyć dobro, pomoc i wiedzę. Zaopatrzona w czerwony płaszcz, który staje się jej rozpoznawalnym symbolem, worek srebrników, na budowę szkoły i zakup materiałów. Czy Maresi uda się osiągnąć postawiony przed sobą cel? Czy poradzi sobie z wszystkim przeciwnościami, jakie los, bezwzględny władca i natura rzucają jej pod nogi?

Rodzina Maresi przyjmuje ją z powrotem do domu, cieszą się z jej powrotu i próbują się pogodzić z tym, że ich dziewczynka jest inna. Maresi uczy się od nowa życia w jej wiosce, z biegiem lat wszyscy urośli, założyli swoje rodziny, zmieniło się wiele rzeczy.
Wszyscy powoli przyzwyczajają się do tej zmiany, która niestety przynosi kolejne, niekoniecznie zbyt dobre.

Najważniejszą kwestią dla mnie, oprócz założenia szkoły i rozpoczęciu nauki w niej, była także miłość, która powoli wnikała w życie Maresi. Pierwszy znak został odrzucony, już na samym początku, drugi znak rozwinął się zbyt szybko i szybko się też wypalił, a w międzyczasie rozwijał się ten trzeci i najważniejszy. Który miał szczęśliwe zakończenie.

W tej książce brakowało mi jedynie dwóch rzeczy.
Nie mieliśmy wglądu do listów, które dostawała Maresi od Czerwonego Klasztoru, więc większości rzeczy musieliśmy się domyślać, co takiego siostry i przyjaciółki jej napisały.
A dwa, to miałam wrażenie że opisywane wydarzenia są niepełne, brakowało mi informacji (mało było też dla mnie też, tego chłopaka, Karuna, który był najsłodszą i najlepszą postacią w ksiażce - ale to informacja dla wtajemniczonych).

Cytaty:
To było tak dawno. Wszystko wydawało się takie nowe i przerażające, że nie zwracałam zbytnio uwagi na samą drogę. Byłam tylko dzieckiem
- Tym grzebieniem Naraes wyrwała mi mnóstwo włosów - oznajmiłam, marszcząc czoło. Matka uśmiechnęła się i położyła rękę na mojej łopatce.
I nawet jeśli tutejsi mężczyźni nie są w żaden sposób podobni do tych, którzy wtargnęli na wyspę, to sprawiają, że o nich myślę. Ich głosy mają tę samą barwę. Ich ciała to męskie ciała. Nie ma w tym sprawiedliwości i wstydzę się z powodu tego, co czuję, lecz czasami cofam się, gdy któryś z nich podchodzi do mnie zbyt blisko, zbyt nagle.
- Ty nie jesteś taka jak wszystkie! Otrzymałaś to, czego nie dostał nikt inny! To twój obowiazek przekazać to nam, bo my nie mieliśmy takiej szansy! - Naraes zacisnęła pięści z wściekłości. - Chciałabym cofnąć czas i przekonać ojca, by zamiast ciebie posłał mnie!
- Nie tak jak zazwyczaj. Maresi nam czyta i chociaż siedzimy w naszej starej chacie, to mamy wrażenie, jakbyśmy podróżowali po świecie.

wtorek, 5 listopada 2019

RECENZJA >> "Dożywocie" Marta Kisiel (20/2019)

RECENZJA >> "Dożywocie" Marta Kisiel (20/2019)

"Dożywocie"

Tytuł oryginału: "Dożywocie"
Autor: Marta Kisiel
Tłumaczenie: -
Wydawnictwo: Uroboros
Seria: Dożywocie (tom 1)
Liczba stron: 416
Data premiery: 6.10.2017 r.

Opis książki z okładki:
Siła wyższa bez wątpienia jest kobietą. Pech bez wątpienia mężczyzną, a Licho... licho je tam wie. Poza tym płeć uczulonego na własne pierze anioła stróża z manią czystości to dla Konrada Romańczuka (głównej osoby tego dramatu) bynajmniej nie największy problem.

Z połączonych mocy nadprzyrodzonego trio powstaje bowiem fatum z prawdziwego zdarzenia: klątwa ciekawych czasów. Będzie ona odtąd sprawowała dożywotni nadzór nad każdym krokiem Konrada, świeżo upieczonego spadkobiercy Lichotki, wiekowego domu z upiorną, gotycka wieżyczką rodem z kiepskich filmów grozy, oraz całym dobrodziejstwem inwentarza:

Nieszczęsną duszą panicza Szczęsnego, seryjnego samobójcy, poety, mistrza całorocznej depresji i haftu krzyżykowego - sztuk 1.
Mackami szefa kuchni o chrupiącym imieniu, przybyłego wprost z głębin odwiecznego ZUA - sztuk minimum 8.
Utopcami zawsze nie w tej łazience co trzeba - sztuk 4.
Najprawdziwszą Zmorą w postaci charakternej kotki - sztuk 1 plus 4 kły i 18 pazurów w komplecie.
Wrednym różowym królikiem, niepozornym omenem straszliwej zagłady - zbiór nieprzeliczalny.

Tylko właściwie kto tu kogo dostał w spadku:
Konrad dożywotników czy dożywotnicy Konrada?

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Dożywocie" Marty Kisiel to jest tak genialna książka, jakiej nigdy nie czytałam. Uśmiałam się po wsze czasy, ubawiłam czytając nadzwyczajne życie codzienne Konrada Romańczuka, który niespodziewanie dziedziczy majątek, czyli dokładnie wiekowy dom, zwany Lichotką, wraz z nieoczekiwanymi mieszkańcami. 
Od tego momentu, jak można się spodziewać, Konrad nie pośpi normalnie, zje samotny obiad odgrzany w mikrofali, czy będzie pisał powieść w ciszy i spokoju. Oj nie. Nie będzie mu dane. 

Licho - anioł uczulony na własne pierze z manią czystości, zachowujący się jak dziecko i wiercący tunel do naszych serc i Konrada, z których już nie wyjdzie
Szczęsny - nieszczęśliwy duch samobójcy z miłości, nałogowo haftujący krzyżykiem i sprawiający niekończących się problemów
Krakers - najlepszy kucharz świata, składający się z macek i pochodzący z głębin ZUA, prawie jak ukochana matka dla wszystkich dożywotników, chciało by się mieć takiego potworka we własnej piwnicy
Zmora - kotka z charakterem, lubiąca tylko wybrane osoby na wybrane sposoby, czyli Konrada, śpiąc na jego głowie w wyciągniętymi pazurami, nie widać tego po niej, albo naprawdę bardzo kocha Konrada
Rudolf Valentino - królik, różowy, a bo tak :D taki niewinne i słodkie stworzonko, ale niestety zagłada dla Konrada, a czemu? Przeczytajcie "Dożywocie"
Nie możemy też zapomnieć o niezastąpionym Szymonie - złota rączka, która wprowadziła biednego Konrada w nadzwyczajny świat Lichotki wraz z jej mieszkańcami.

Poza tym pani Marta ma tak genialny styl pisania, że samo to jest najlepsze.
Bawcie się tak dobrze przy czytaniu jak i ja. Nie powstrzymujcie się od śmiechu, bo śmiech to zdrowie.

Cytaty:
Bez wątpienia był to najprawdziwszy gotycki dom z najprawdziwszą wieżyczką, dość wiekowy, otulony pasmami rzednącej pomału mgły - i tylko rozwieszone z boku kolorowe pranie psuło podszyty grozą efekt ogólny, jednak wstrząśnięty do głębi Mieszko nie zwrócił na nie uwagi, tak bardzo pochłonęła go walka z wyobraźnią, która podsuwała mu wyłącznie najbardziej upiorne wizje tego, co czai się w środku. 
- Doprawdy. - Postawił przed agentką kubek w kwiatki. - Proszę bardzo, espresso po lichocku. Rozpuszczalna lura ze zwykłym mlekiem i białą śmiercią w ilościach zdolnych powalić słonia. A tak poza tym piszę cały czas. Powieść.
- O jeżu kolczasty... - jęknął cicho Konrad, wznosząc oczy ku niebiosom.
Przykład siedzi przy tym stole i udaje, że tworzy. Konrad Romańczuk, facet z różowym królikiem, przy okazji pisarz. I o to właśnie chodzi. Pisarzy jest jak psów, a różowy królik jeden. Tak, dobry różowy królik to połowa sukcesu.
- Niebios, powiadasz? - Prawa brew Konrada powędrowała w górę. - Włóczysz się po tym świecie, podnosisz MOJE ciśnienie, zżerasz MOJE witaminy, opróżniasz MOJE flaszki - wyliczał na palcach - upijasz MOJEGO anioła, próbujesz MOJEGO kota MOJĄ pastą do butów smarować i podprowadzasz MOJEMU potworowi MOJE garnki, żeby jakieś gusła durnowate odczyniać, marnujesz MOJE długopisy, papier i życie, bo jakaś dziewucha ciężkie dupsko nie na tym nagrobku posadziła. Jeśli to była wola niebios, to ja jestem Psztymucel Nulec!
Siła wyższa, chwilowo dzierżąca stery tego świata, nudziła się jak mops. 

niedziela, 3 listopada 2019

RECENZJA >> "Naondel. Kroniki Czerwonego Klasztoru" Maria Turtschaninoff (19/2019)

RECENZJA >> "Naondel. Kroniki Czerwonego Klasztoru" Maria Turtschaninoff (19/2019)

"Naondel. Kroniki Czerwonego Klasztoru"

Tytuł oryginału: "Naondel. Kronikor Fran Roda Klostret"
Autor: Maria Turtschaninoff
Tłumaczenie: Patrycja Włóczyk
Wydawnictwo: Młody Book!
Seria: Kroniki Czerwonego Klasztoru (tom 2)
Liczba stron: 512
Data premiery: 11.07.2018 r.

Opis książki z okładki:
Poruszająca powieść, która daje siłę i wyzwala.

Kabira od dziecka opiekuje się magicznym źródłem. Zakochana w Iskanie wyjawia mu sekret owego źródła i jego tajemnych mocy. Ten błąd ma straszne konsekwencje. Do uwięzionej w książęcym haremie dziewczyny niebawem dołączają inne kobiety: nomadka Garai, wojowniczka Sulani, tkaczka snów Orseola i wiele innych.

Naondel to opowieść o kobietach, które zostawiły wszystko, co kochały, by założyć Czerwony Klasztor. Własnymi słowami snują swoje historie. Jak znaleźć w sobie siłę, by opuścić świat, który się zna? I jaką cenę trzeba zapłacić, uciekając, a jaką, zostając?


Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Naondel" to jest druga część Kronik Czerwonego Klasztoru, ale chronologicznie jest jeszcze przed "Maresi", dużo przed. "Naondel" wprowadza nas w początek historii Klasztoru. Poznajemy osiem założycielek Klasztoru, jeszcze zanim trafiły razem na wyspę.

Nie będę więcej pisać o przebiegu akcji, bo to jest coś co każdy powinien samemu przeczytać. Ale czytamy o tym, co kierowało te kobiety, czemu stworzyły takie miejsce, jaka była ich przyszłość, od której uciekały. 

Każda z tych kobiet, ma swoją historię, których ścieżki prowadziły do jednego miejsca, do dawnego domu najstarszej z nich, Kabiry, który był wtedy haremem jej męża. W tym miejscu łączą się ich losy i historia toczy się dalej, ale już ich wspólna. 

Niestety ta pozycja nie podobała mi się tak bardzo jak "Maresi", śmiało mogłabym ją pominąć, w ogóle jej nie czytać. Cieszę się, że mogłam poznać źródła powstania Czerwonego Klasztoru, ale styl i sposób jej napisania, nie podszedł mi za bardzo. Przez ponad połowę książki, męczyłam się z jej czytaniem. Dopiero pod koniec, kiedy akcja przyspieszyła, przy ucieczce kobiet z haremu, poczułam, że to jest to i wtedy książka mi się podobała. 

Pewnie to kwestia tego, że źle się czuję, z tym jak kobiety były traktowane w tym świecie, w którym działa się fabuła. Kobiety były bardzo zależne od mężczyzn, były ograniczane przez nich i więzione. Nie podobała mi się ta część. A kiedy była ucieczka i one się uwolniły z tych więzów i stały się niezależne, to było to. 

Śmiało można pominąć czytanie tej pozycji i przejść od razu do "Listów Maresi", chętnym poznania historii Klasztoru bardzo polecam ten tytuł.

Cytaty:
Nasze kroniki jednak nie mogą pójść w zapomnienie. Klasztor nie może zapomnieć o tym, przez co musiałyśmy przejść, by stworzyć azyl dla siebie i naszych następczyń, miejsce, gdzie kobiety mogą razem pracować i zdobywać wiedzę. Dopóki zabudowania klasztorne stoją, a pisma trwają, pamięć o nas będzie żyła.
Matka może sobie mówić co chce, to święte miejsce. Prastare miejsce kultu religijnego, równowagi w przyrodzie. Czułam to za każdym razem, gdy tu przychodziłam, i trudno mi było zrozumieć, że nie wszyscy to dostrzegają. Głęboko zaczerpnęłam powietrza i chłonęłam ten spokój.
Że córki są bardzo cenne. Moja matka znała wartość swoich czterech córek. Wiedziała, że jesteśmy darem, każda z nas.
Co widzi w moich snach? Czy widzi, jak lecę nad pustynią Meirem? Czy widzi, jak tańczę w księżycową noc z moimi siostrami? Czy widzi, jak gonię za czymś po kamienistej pustyni, a moje stopy krwawią, lecz nie dobiegam do celu?
Uśmiechnęła się i to był najbardziej promienny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam na jej twarzy.
- Materiał jest przecież jedyną rzeczą, do której mamy tutaj, w naszej złotej klatce, dostęp! Nie widzicie, co nas otacza? Jedwab! Jedwabne poduszki, jedwabne zasłony, jedwabne stroje. Mamy tu tyle wytrzymałego i lekkiego jak piórko jedwabiu, ile dusza zapragnie.
Tylko ja nie mam żadnych zadań. Dziewczęta prychają lub śmieją się ze mnie, kiedy tak mówię. Nazywają mnie Matką i mówią, że jestem tą, która trzyma nas razem. 

sobota, 2 listopada 2019

RECENZJA >> "Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru" Maria Turtschaninoff (17/2019)

RECENZJA >> "Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru" Maria Turtschaninoff (17/2019)

"Maresi. Kroniki Czerwonego Klasztoru"

Tytuł oryginału: "Maresi. Kronikor Fran Roda Klostret"
Autor: Maria Turtschaninoff
Tłumaczenie: Patrycja Włóczyk
Wydawnictwo: Młody Book!
Seria: Kroniki Czerwonego Klasztoru (tom 1)
Liczba stron: 248
Data premiery: 26.10.2017 r.

Opis książki z okładki:
Ekscytująca historia o przyjaźni i przetrwaniu, magii i cudach, pięknie i grozie.

Maresi przybyła do Czerwonego Klasztoru, gdy w jej kraju zapanował głód. Wcześniej słyszała tylko plotki o jego istnieniu. W świecie, w którym dziewczynkom nie wolno się uczyć ani decydować o swoim życiu, wyspa zamieszkana i rządzona wyłącznie przez kobiety wydawała się mrzonką. Jednak Maresi stała się częścią tego świata i już wie, ze Czerwony Klasztor naprawdę istnieje.

Pewnego dnia na wyspę przybywa Jai. Ma rozczochrane blond włosy, ubranie sztywne od brudu i blizny na plecach. Przeżyła dramat powracający do niej co noc w koszmarach sennych. Na wyspie powoli dochodzi do siebie, ale człowiek, który ją skrzywdził, nie spocznie, dopóki jej nie odnajdzie...

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Na "Maresi" trafiłam tylko i wyłącznie dzięki Karolinie z bookstagrama @come.book i myślę, że teraz większość powie to samo. Karolina stała się niepisaną polską patronką całej serii Kronik Czerwonego Klasztoru. I bardzo się cieszę, że tak się stało, bo jak dla mnie pierwsza część, czyli Maresi, jest całkowitym bóstwem, albo raczej boginią. Trafiła na listę książek, które polecam naprawdę gorąco i tych które trafiły do mojego serduszka.

Pierwsze skojarzenie jakie mi przychodzi do głowy, które mogłoby podsumować całą książkę, to Feminizm. Mamy tu kobiety i dziewczynki, w świecie gdzie to faceci rządzą, a Czerwony Klasztor to dom dla tych, które uciekły ze świata, które poszukują pomocy, które chcą zdobyć wiedzę. 


Tytułowa bohaterka, Maresi, to dziewczynka, która trafiła tutaj dzięki rodzinie. Na początku trudno jest jej dostosować do nowego życia, wcześniej znała tylko biedę, głód i śmierć, a nagle trafia do miejsca, gdzie na pewno nie będzie głodna i może bez przeszkód zdobywać nową wiedzę. Nieoczekiwanie Maresi odkrywa w sobie miłość do czytania książek, zdobywania wiedzy i nauki nowych rzeczy. <3

Pewnego dnia na ich wyspę trafia Jai, dziewczyna, która jak się okazuje, ucieka przed swoim ojcem. Potrzeba trochę czasu, by Jai uświadomiła sobie, że jest bezpieczna, a pomaga jej w tym Maresi, która stała się jej "opiekunką". Jednak gdzieś tam w niej nadal krążyło poczucie, że wcale nie jest taka bezpieczna. I nagle wybucha burza, Klasztor zostaje zaatakowany przez mężczyzn. Wszystkie kobiety i dziewczynki biorą udział w obronie ich domu, a najmłodsze wraz z Maresi i Jai ukrywają się. 

I jak dalej toczy się ta historia? Przeczytajcie ją :D
Maresi jest przecudowną i króciutką historią, którą powinny przeczytać na pewno wszystkie kobiety, a jak chcą to i faceci.

Cytaty:
Kiedy coś nowego się zaczyna, stare musi odejść. Co nie znaczy, że przepada na zawsze.
Nie do końca wiedziałam, co miała na myśli, lecz nie zadawałam więcej pytań. Wiem tylko, że tutaj na wyspie, z jej gorącym słońcem, orzeźwiającym wiatrem i pachnącymi zboczami, wśród kóz, pszczół, sióstr, nowicjuszek i ksiąg, jest mój dom.
Kiedy zrobiłam pierwszy taneczny krok, rozbrzmiał mój głos, lecz ja nie byłam świadoma tego, że śpiewam. Śpiew dźwięczał mi w uszach, ale nie wiedziałam, że to moje usta produkują te dźwięki. Czułam na skórze ciepło pochodni, lecz ich nie widziałam. Widziałam tylko Księżyc.

czwartek, 31 października 2019

RECENZJA >> "Przestępstwo" Ferdinand von Schirach (25/2019)

RECENZJA >> "Przestępstwo" Ferdinand von Schirach (25/2019)

"Przestępstwo"

Tytuł oryginału: "Verbrechen"
Autor: Ferdinand von Schirach
Tłumaczenie: Jakub Ekier
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Zima z kryminałem 2014
Liczba stron: 213
Data premiery:

Opis książki z okładki:
"Przestępstwo" Ferdinanda von Schiracha to jedna z najgłośniejszych książek ostatnich lat, sensacyjny bestseller w Niemczech i na świecie!

"Rzeczy na ogół nie są proste, a wina to sprawa śliska". Te słowa wuja Ferdinanda von Schiracha, od których nie tylko zaczynał historie z sali sądowej, ale które również uczynił wstępem listu napisanego tuż przed samobójczą śmiercią, mogłyby stać się mottem "Przestępstwa".
Bohaterami jedenastu krótkich, precyzyjnych opowiadań są zabójcy, dilerzy, prostytutki i szaleńcy. Kryminalne historie mają formę przypowieści traktujących o kondycji ludzkiej, o cienkiej granicy między wielkością a upadkiem, o względności takich pojęć jak: wina, kara i przestępstwo. Autor pokazuje świat wymykający się jednoznacznym ocenom, zmuszający do weryfikacji niepodważalnych, wydawałoby się, przekonań i sądów.

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Przestępstwo" Ferdinanda von Schiracha to jest zbiór 11 króciutkich opowiadań. O przestępstwach, jak wskazuje tytuł, a dokładniej o sprawach, które trafiły do sądu (przynajmniej większość z nich) i były prowadzone przez obrońcę-autora. Akcja dzieje się głównie w Niemczech, w Berlinie dokładnie. Bohaterami, oprócz narratora, byli drobni przestępcy, prostytutki, dilerzy narkotyków, imigranci oraz osoby z marginesu społecznego, którzy stanęli przed systemem sądowniczym i wyszli z tego cało. Każda z tych spraw jest oryginalna, niespotykana, a jej koniec, często zaskakujący.

Narrator dokładnie wszystko opisuje, przedstawia wszystkie punkty widzenia, tak żebyśmy mogli sami ocenić, jakie powinno być zakończenie rozprawy sądowej.

Mi najbardziej się podobała historia pt.: "Etiopczyk", która opowiada o mężczyźnie, który mimo przeciwności, jak poszukiwanie jego po obrabowaniu banku, ustatkował się w Etiopii i założył rodzinę. Oczywiście to nie koniec historii, ale i tak w ostatecznym rozrachunku, powraca tam i dalej żyje sobie, tak jak chciał.

Każda sprawa jest inna, każdemu spodoba się co innego. Mimo, że nie ma jakiś dokładnych opisów, dokonanych "morderstw", czyli tryskająca krew, złowrogie zachowania, agresywne spojrzenia itd. to nadal może to nie być dla wszystkich, z samego punktu widzenia, że to nadal jest morderstwo (nawet w skróconym opisie). Wszystko jest opisane, z zimną krwią, same fakty, które mają nam pomóc w ocenieniu winny lub niewinny.

Cytaty:
"Rzeczy na ogól nie są proste. a wina to sprawa śliska"
Kiedy nastała zima, Irina przyniosła mu koc z second handu. Ucieszył się. "Jestem Kalle", powiedział i kazał usiąść na kocu swojemu psu. Owinął go i podrapał za uszami, a sam z powrotem usiadł na kilku gazetach. Miał na sobie cienkie spodnie i marzł, ogrzewając psa.
Kopnął leżący kasztan i szedł tą aleją dalej, myśląc sobie, jakie dziwne jest życie.
Był już pewien, że świat to jeden wielki śmietnik. Nie miał przyjaciół, żadnych perspektyw, żadnego punktu oparcia.
To nie jest jabłko.

wtorek, 29 października 2019

RECENZJA >> "Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie" Kelsey Miller (22/2019)

RECENZJA >> "Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie" Kelsey Miller (22/2019)

"Przyjaciele. Ten o najlepszym serialu na świecie"

Tytuł oryginału: "I'll Be There For You"
Autor: Kelsey Miller
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Wydawnictwo: SQN
Seria: -
Liczba stron: 368
Data premiery: 06.09.2019 r.

Opis książki z okładki:
Szóstka przyjaciół, którzy stali się rodziną.

Serial telewizyjny, który stał się fenomenem.

PRZYJACIELE to ikona, najchętniej oglądany serial telewizyjny. Kiedy w 1994 roku debiutował na ekranach, nikt nawet nie przypuszczał, jak wielki odniesie sukces.

W jakich okolicznościach Jennifer Aniston, Matthew Perry i reszta otrzymali swoje role? Kto spośród nich zarabiał najwięcej? I czy w rzeczywistości również byli przyjaciółmi?

PRZYJACIELE. Ten o najlepszym serialu na świecie przywołuje nieznane dotąd fakty na temat kultowej produkcji, wspomina najważniejsze i przełomowe sceny, wyjaśnia genezę niektórych wątków oraz pokazuje, jak serial kształtował nowe trendy. Zabiera czytelników za kulisy i zdradza, jak zmieniali się aktorzy, a wraz z nimi Ross, Rachel, Monica, Chandler, Joey i Phoebe.

Książka Kelsey Miller to pozycja obowiązkowa dla fanów serialu, a także dla tych, którzy jakimś cudem jeszcze go nie znają i są ciekawi, o co tyle zamieszania.

We wrześniu 2019 roku minęło dokładnie 25 lat od emisji pierwszego odcinka. Ćwierć wieku z PRZYJACIÓŁMI to dobry moment, by dać fanom serialu coś specjalnego – książkę, dzięki której spojrzą na swoich ulubionych bohaterów w zupełnie nowy sposób i dostrzegą rzeczy, których wcześniej nie widzieli!


Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Czekałam na tą książkę, odkąd tylko zostało ogłoszone, że taka zostanie wydana w Polsce. Czekałam i czekałam, aż w końcu przyszła do mnie. Piękna i pachnąca, z milionem cudownych dodatków (kubek, torba, kartki, naklejki <3).
Byłam bardzo ciekawa co się dowiem z tej książki, jakie jest drugie dno pewnych scen, jak to się stało, że powstał taki ponadczasowy serial. Aż w końcu się dowiedziałam.

"Przyjaciele. Tan o najlepszy serialu na świecie" Kelsey Miller jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów serialu. Ogólnie jest to tak jakby reportaż, pisany ręką jednej osoby i też zawierający osobiste spostrzeżenia i opinie autorki.

Dowiedzieliśmy się dokładnie, jak powstał ten serial, jakie były jego początki i jaka na początku była wielka obawa, że to nie wyjdzie. Ale wiemy jak to się skończyło :D
Poznaliśmy też z osobna, każdego z sześciu przyjaciół, jak trafili do obsady i kim byli, zanim stali się bardzo sławni <3

Jak wielkie znaczenie w tamtych czasach miał lesbijski ślub, reklama Diet Coli, jaka była oglądalność serialu, jak to się wszystko zmieniało.
Przeczytaliśmy o wszystkich ich wzlotach i upadkach, zmianach scenariusza. Jak bardzo serial wpływał na ludzi, jakie tworzyły się aktualne mody, które brały się z "Przyjaciół". No i jak mocno do aktorów przyczepiła się "łatka" Przyjaciół, która, nawet z biegiem lat, nie chciała się odczepić i jak radzili sobie w tym aktorzy.
Jennifer Aniston, Courteney Cox, Lisa Kudrow, Matthew Perry, David Schwimmer, Matt LeBlanc.

"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" takie było motto przyjaciół, zarówno w serialu, jak i w życiu realnym, niestety aktorzy zmagali się z tym, że nie wszyscy byli tak samo traktowani, różne były płace, więc wspólnie zdecydowali, że będą sobie równi, jak to przyjaciele, i walczyli o to, żeby wszystko inne też było równe.

Ogólnie była to świetna książka, i z pewnością nieraz do niej wrócę, Teraz jak będę oglądała serial, to na pewno, zauważę, rzeczy, których wcześniej nie spostrzegałam.

Mam jedynie jedno zażalenie, bardzo mało było o jednym z aktorów, a dokładniej o tym, który grał Joey'a Tribbiani, czyli Matt LeBlanc. Było wspomniane, jak trafił do obsady, potem jak, razem z Lisą Kudrow, zarabiali najmniej z głównej obsady, a później dopiero pod koniec, kiedy LeBlanc udzielał wywiadu, o końcówce serialu.
O Rachel i Rossie, praktycznie cały czas było coś mówione, bo w końcu "główna para" serialu i ich relacja grała dużą rolę, podobnie Chandler i Monica, tak samo Phoebe, ze względu na to jak ekscentryczną byłą postacią. Więcej nawet było o ślubie lesbijek, który był przecież tylko w jednym odcinku, a same bohaterki, w pierwszym sezonie.

Ale gorąco polecam tą pozycję, nawet tym którzy jeszcze nie obejrzeli serialu, tak aby przygotować się na jego oglądanie. Świetnie było odkryć takie smaczki o serialu. Mam nadzieję, że powstanie może jeszcze jedna książka, która będzie bardziej się skupiała na sześciu przyjaciołach, ukrytych sensach czy easter eggi. Bo ta pozycja to jednak była bardziej skupiona, na kwestiach politycznych i społecznych, jak poszczególne wydarzenia, rzeczy czy postacie pojawiające się w serialu, oddziaływały na społeczność i ogóle.


Cytaty:
"Wracaliśmy myślami do czasów. w których przyszłość była tak naprawdę jedną wielką niewiadomą. Może dlatego, że w tamtym momencie znów mieliśmy to poczucie"
"To serial o przyjaźni, bo jak się jest młodym i samotnym w dużym mieście, to rolę rodziny przejmują przyjaciele."
Normalnie wśród aktorów obowiązuje taka niepisana zasada - wyjaśniała Kudrow - że się wzajemnie pod żadnym pozorem nie krytykujemy i nie komentujemy występów innych"
Czy w rzeczywistości też się przyjaźnicie? Tak. Czy fajnie się pracuje z małpą? Nie. Czy potraficie zaśpiewać tę piosenkę, którą Phoebe tak naprędce skleciła w odcinku o zaciemnieniu? Tak, pewnie.
Okazało się, że Jimmy Burrows miał rację. "Jak gdzieś byliśmy w szóstkę, to zawsze się kończyło katastrofą", wspominała Kudrow. Przestali więc wychodzić razem... w ogóle przestali tak dużo wychodzić. LeBlanc mieszkał w bloku i nagle obcy ludzi zaczęli pukać do jego drzwi o najróżniejszych porach dnia. "Myślałem wtedy: >>Muszę się przeprowadzić do domu. Potrzebny mi dom z bramą<<." Dzięki Diet Coke było go na taki stać.
LeBlanc wspominał, że zawarli nawet oficjalne porozumienie: "Jeśli przyjdą do ciebie za moimi plecami, to mi powiesz. Jeśli przyjdą do mnie za twoimi plecami, to ja powiem tobie. Wszyscy za?".

niedziela, 27 października 2019

RECENZJA >> "Zaginione laleczki" Ker Dukey & K.Webster (24/2019)

RECENZJA >> "Zaginione laleczki" Ker Dukey & K.Webster (24/2019)

"Zaginione laleczki"

Tytuł oryginału: "Pretty Lost Dolls"
Autor: Ker Dukey & K. Webster
Tłumaczenie: Dorota Lachowicz
Wydawnictwo: NieZwykłe
Seria: Laleczki (tom 2)
Liczba stron: 277
Data premiery: 18.07.2018 r.

Opis książki z okładki:
Czy miałeś kiedyś wrażenie, że twoja dusza łączy się z drugą duszą? Czy oddychałeś czyimś powietrzem? Czułeś, jak stajecie się jednością? Ja tak.
W końcu zaczęłam żyć, czuć, a nawet kochać, pomimo chaosu, który mnie otaczał.
Opuściłam gardę. Wpuściłam kogoś do swojego serca.

Detektyw Jade Phillips przegrała grę i wylądowała z powrotem w okrutnych szponach swojego oprawcy. Teraz jednak nie jest już małą dziewczynką, którą porwał przed laty. Nowa Jade jest silna. Twarda. A co najważniejsze, w akademii policyjnej nauczono ją, jak radzić sobie z psychopatami.

Niestety Jade nie jest sama. Porywacz wie, że może nią manipulować, wykorzystując do tego najbliższe jej osoby. W ulubionej grze Benny’ego (znanego także jako Benjamin Stanton) pojawiają się więc nowi gracze. Poprzeczka jest ustawiona bardzo wysoko. Czy Jade zdoła ją przeskoczyć? Czy da radę uratować siostrę, którą psychopata doprowadził już na skraj szaleństwa? I która sama powoli staje się psychopatką?

Dillon Scott, partner i kochanek Jade, zrobi wszystko, by dopaść Benny’ego. Nie zatrzyma się przed niczym. Ma tylko jeden cel – uratować ukochaną. Zbiera kolejne poszlaki i kontynuuje dziką gonitwę, by wyrwać kobietę, którą kocha, z rąk potwora… Nie jest jednak jedynym, który rozpoczął polowanie. Kiedy próbuje dopaść psychopatę, psychopata próbuje dopaść jego.

Wydaje się, że potwór nie ma najmniejszych szans z dwojgiem świetnych policjantów. Zwłaszcza, kiedy pani detektyw czai się na niego w jego własnej piwnicy. Szybko jednak wychodzi na jaw, że ktoś mu pomaga. Ktoś, kto nie powinien.
Choć zasady gry się zmieniają, Jade musi odnaleźć sposób, by wymierzyć sprawiedliwość mordercom. I przechytrzyć ich, by odzyskać wolność. Tym razem już na zawsze.



Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Druga część "przygód" pani detektyw Jade, która nieciekawą przeszłość, związaną z porwaniem, przetrzymywaniem i torturowaniem przez parę dobrych lat. Historia zaczyna się tak, jak skończyła się poprzednia część. 

[Nie będę mówić jak, bo jest zakaz spojlerowania, nałożony przez autorki, a nie chcę, żeby przypadkiem to się stało, kiedy trafi tu jakaś persona, która tego nie czytała. Jeżeli taka jest, to pozdrawiam i jeżeli masz silny umysł, albo ma 18+ lat, to zachęcam cię do zapoznania się z historią.]

Ale wracając, stało się to co się stało, i opowieść toczy się dalej. Jade się zmienia, staje się opanowaną do granic możliwości kobietą, która chce to w końcu zakończyć. Wspiera ją facet, który ją doskonale rozumie (przynajmniej w takim sensie, w jakim mogą mężczyźni), nie jest w końcu sama, okazuje się że cały komisariat (no powiedzmy) stoi za nią murem i pomaga kiedy są potrzebni. Jest to tak bardzo odmienne od tego co spotykamy w pierwszej części.

I dostajemy też coś, co większość osób chyba chciała, ja w sumie nie wiedziałam, że też tego mi brakuje :D A mianowicie chodzi tu o rozdziały z perspektywy Benny'ego. Poznajemy jego historię, dzieciństwo, które go tak ukształtowało, jest to tak chora historia, że mam nadzieję, że nikogo to nie spotkało. Gdzieś w pewnym momencie zaczęłam go żałować, bo to co on robi, te okropne i brutalne rzeczy, to tylko dlatego, że innego życia nie poznał. Tak, tak to prawda. Wyobraźcie to sobie.

Podsumowując całą książkę, akcje, które się tu działy, śmieszne teksty, które wprowadzają trochę radości, rozwijająca się miłość, która jest jak miód na serduszko, jest ona dużo lepsza od tej części.

I wprawdzie mówiąc na tym można skończyć tą historię, która z brutalnych i traumatycznych wspomnień, przechodzi do ustatkowania przyszłego życia. Ale autorki coś nam nowego wymyśliły, bo trzecia część już wydana (i powoli do mnie zmierza w kolejnym Booktourze <3), a czwarta gdzieś na świecie jest, ale nie wydana w Polsce, czy będzie? Dowiemy się z czasem.

Cytaty:
- Nie jestem szalony, niegrzeczna lalko. - Unoszę brwi. - Oczywiście większość ludzi nie nazwałaby mnie też normalnym... Ale normalność jest jak piękno, prawda? To pojecie względnie. 
- Nawet kiedy nie jesteś przy mnie... - Uderza pięścią w swoją klatkę piersiową, tuż nad sercem. - Zawsze jesteś ze mną. 
-Przetrwamy razem całą wieczność, skarbie - mamrocze mi prosto w usta. - Straciłem cię, ale odnalazłem i już nigdy nikt mi cię nie odbierze. 
Smutek jest ceną, którą płacimy za miłość, ale jeśli pozwolę mu sobą zawładnąć, zaprowadz mnie prosto do grobu.

sobota, 26 października 2019

RECENZJA >> "Skradzione laleczki" Ker Dukey & K.Webster (23/2019)

RECENZJA >> "Skradzione laleczki" Ker Dukey & K.Webster (23/2019)

"Skradzione laleczki"

    
Tytuł oryginału:
"Pretty Stolen Dolls"

Autor: Ker Dukey & K. Webster
Tłumaczenie: Dorota Lachowicz
Wydawnictwo: NieZwykłe
Seria: Laleczki (tom)
Liczba stron: 262
Data premiery: 30.05.2018 r.

Opis książki z okładki:
Mroczna, seksowna, fascynująca seria thrillerów psychologicznych dla fanów takich autorek jak Penelope Douglas, Pepper Winters, Alessandra Torre i Lisa Hall.


Kogo kocha Benny? Swoje małe, słodkie lalki.
Póki są posłuszne i nie stają z nim do walki.
Dba, by były piękne. Włosy im układa
i na ich młode ciałka sukienki zakłada.
A gdy noc zapada do zabawy przystępuje.
Młodsza lalka uległa, walczyć próbuje.
Lecz kiedy ta ulubiona od niego ucieka,
nie liczy się, że druga pozostać przyrzeka.
Serce pęka mu z rozpaczy, oczy ma pełne łez,
jego lalka musi wrócić, bądź jej życia nadszedł kres.


Czy podjąłeś kiedyś decyzję, która zaważyła na całym twoim życiu?
Dwanaście lat temu czternastoletnia Jade Phillips oraz jej młodsza siostra, Macy, zostały uprowadzone z pchlego targu. Dziewczynki były więzione przez psychopatycznego potwora imieniem Benny (znanego także jako Benjamin Stanton), skazane na jego znęcanie się i tortury. Po czterech latach Jade udało się uciec oprawcy. Niestety, nie mogła zabrać ze sobą siostry. Przyrzekła więc, że po nią wróci.
Obecnie, już jako szanowana pani detektyw, Jade nadal nie potrafi poradzić sobie ze świadomością, że nie udało jej się uratować młodszej siostry. Potworna przeszłość nie daje kobiecie spokoju. Nawiedza teraźniejszość i nie pozwala pani detektyw na nawiązanie żadnych bliskich relacji. Zdeterminowana, by wyrwać siostrę z rąk oprawcy, Jade rzuca się w wir pracy. Każdą sprawę zaginięcia traktuje tak, jak gdyby szukała Macy. Sprawdza wszystkie możliwe tropy, by odnaleźć ofiary i wpakować winowajców za kraty.
Jej najnowsza sprawa coś jej jednak przypomina, a podświadomość od razu podpowiada, że oto powrócił ich okrutny oprawca. Z pomocą przystojnego partnera Jade bada nowe tropy w poszukiwaniu starego wroga. Ma nadzieję, że jej siostra nadal żyje i w końcu wróci do domu.
Porywacz podejmuje wyzwanie, rozpoczynając swoją mroczną grę. I wygląda na to, że wygrywa. Jade jest jedynie zabawką w jego rękach. Benny robi z niej wariatkę. Sprawia, że otoczenie przestaje jej ufać. A kiedy nic nie jest tym, czym się wydaje, a liczba ofiar stale rośnie, kobieta uświadamia sobie, że oprawca bawi się z nią w kotka i myszkę. Teraz jednak jest już za późno. Polowanie dobiegło końca. Ona od zawsze była ofiarą. Drapieżnik znów ją odnalazł. I ukradł. Raz jeszcze.


Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Skradzione laleczki" trafiły w moje ręce tylko dzięki Booktourowi, w którym bardzo chciałam wziąć, był to mój pierwszy raz. Pozycja przyszła razem z drygą częścią i małym upominkiem.
Kiedy zaczynałam czytać, wszystko było przeciw mnie i nie sądziłam wtedy, że uda mi się przeczytać tą książkę. Ale na szczęście, następnego dnia ból głowy minął, a ja się wciągnęłam w tą odrażającą historię.
Poznajemy Jade i jej młodszą siostrę, moment, w którym zostają porwane, kto i dlaczego itd. Prawdziwa historia zaczyna się kiedy poznajemy Jade już jako dorosłą policjantkę, która jest tak zagłębiona w niej, bo chce zakończyć tą historię i zacząć od nowa życie.

Jade, przez porwanie, przetrzymywanie i tortury, jak się spodziewamy, ma trochę poprzestawiane w głowie, dla niej seks jest rozwiązaniem na wszystko, na szczęście trafia jej się w życiu taki facet, który w jakiejś części jest w stanie to zrozumieć. I ten facet jest taki, jak większość kobiet by chciała mieć za swojego partnera, chłopaka, męża, a przynajmniej ja :D

Kiedy zaczynamy tą historię, myślimy tylko o tym że Jade chce odnaleźć swoją siostrę i ją uratować z rąk Benny'ego... a nie sorry, Benjamina (brrr...). Ale historia toczy taki łuk, zaczynają się pojawiać podejrzane poszlaki, które budzą w pani detektyw obsesję na punkcie jej oprawcy. Benny chce ją odzyskać.

Jest to brutalna historia, nie dla wszystkich, nie dla słabych umysłów. Mamy sceny seksu, tortur. Dla bezpieczeństwa trzeba ją oznaczyć na 18+.

Przekleństwa, seks, obsesja, szalona miłość, tęsknota, brutalizm - tak można pokrótce opisać tą książkę.

Cytaty:
Zostaliśmy partnerami. Dwojgiem ludzi oddanych ważnej, kryminalnej sprawie, którą razem próbują rozwiązać. Niepokonanym duetem. Przyjaciółmi?
- To ja, Jade. Dillon. Możesz łaskawie nie strzelać? - Muszę przygryźć dolną wargę, bo mam ochotę wybuchnąć śmiechem. jak on dobrze mnie zna...

środa, 14 sierpnia 2019

RECENZJA >> "Mroczny Tron" Kendare Blake (18/2019)

RECENZJA >> "Mroczny Tron" Kendare Blake (18/2019)

"Mroczny Tron"

Tytuł oryginału: One Dark Throne"
Autor: Kendare Blake
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Wydawnictwo: Moondrive
Seria: Trzy mroczne korony (tom 2)
Liczba stron: 408
Data premiery: 15.03.2018 r.

Opis książki z okładki:
Zaskakująca w swoim przebiegu ceremonia Przyspieszenia dobiegła końca, a walka o tron wkracza w decydujący etap. Teraz każda z trzech sióstr musi stanąć twarzą w twarz z tym, czego boi się najbardziej. I nie jest to utrata życia w siostrzanej walce.

Jedna z nich zmierzy się z odkryciem swojego śmiercionośnego daru, druga otoczona samymi wrogami będzie musiała zachować czujność na każdym kroku, a trzecia dowie się, że ma moc potężniejszą, niż kiedykolwiek się tego spodziewała.
W walce o tron Fennbirnu królowe są zabójcze jedynie dla siebie nawzajem.

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Kontynuacja historii, która zakończyła się dość ciekawym odkryciem, czyli skoro sięgnęliśmy po tą pozycję, znaczy to, że chcemy wiedzieć co dalej dzieje się z Katharine, Arsinoe i Mirabellą. A także z Jules, Josephem, Billy'm, Pietyrem i innymi, którzy weszli nam w tą historię.

(Przyznam szczerze, że najbardziej mnie interesowały wydarzenia związane z parami takimi jak Arsinoe/Billy, Jules/Joseph, Katharine/Pietyr oraz relacje między królowymi a zalotnikami).

Nie wiem co tu jeszcze dopowiedzieć, ale nieźle się bawiła przy czytaniu tej książki, dużo śmiesznych tekstów i przypadkowych wydarzeń z próbami zabicia swoich sióstr w tle. Gwarantuję wam, że jeśli podobał się wam pierwszy tom, drugi także wam się spodoba

Cytaty:
- Nie zwracaj na nich uwagi - mówi Katharine. - Truciciele zawsze traktują nieskażone jedzenie w taki sposób. - Podnosi rękę i dotyka kwiatów na środku stołu oraz wieży błyszczących owoców. - Postrzegają je jako nieeleganckie, nawet jeśli jest podane na srebrze i ukryte pod cukrową watą.
- Łatwo ci to mówić z twoim biustem. Gdyby nie był ukryty pod świątynnymi szatami, nikt nawet by na mnie nie spojrzał.
-Nic się nie stało. Pomyślą, że płaczę, bo ten placek z truskawkami jest taki paskudny.
Joseph i Jules wpadli sobie w objęcia (...) Joseph trzyma jeszcze wodze owinięte wokół ręki, więc pewnie dziewczyna siłą ściągnęła go z konia.
- Zdziwiłbym się gdyby było inaczej po sześciu latach zmuszania do nauki. Znam większość tańców, które mogą się przydać w czasie oficjalnych uroczystości.
- Człowieku z kontynentu. Nie zmusisz mnie, żebym to powiedziała.

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

RECENZJA >> "Trzy mroczne korony" Kendare Blake (16/2019)

RECENZJA >> "Trzy mroczne korony" Kendare Blake (16/2019)

"Trzy mroczne korony"

Tytuł oryginału: "Three Dark Crowns"
Autor: Kendare Blake
Tłumaczenie: Anna Studniarek
Wydawnictwo: Moondrive
Seria: Trzy mroczne korony (tom 1)
Liczba stron: 360
Data premiery: 26.02.2019 r.

Opis książki z okładki:
Trzy mroczne królowe w wąwozie się rodzą,
urocze trojaczki nigdy się nie zgodzą.

Trzy mroczne siostry słynące urodą,
dwie będą zgubione, a jedna królową.


W królewskim rodzie rządzącym wyspą Fennbirn rodzą się trojaczki – dziewczynki. Jako sześciolatki zostają rozdzielone i są wychowywane w różnych rodzinach zgodnie z mocą, jaką otrzymały. Każda ma takie samo prawo do korony, ale królową może zostać tylko jedna. Siostry muszą zatem walczyć o władzę. Zwycięstwo jednej oznacza śmierć dwóch pozostałych.Dzieje się tak od wieków.
Katharine jest trucicielką, Arsinoe słuchają się zwierzęta i rośliny, a Mirabella panuje nad żywiołami. Noc ich szesnastych urodzin rozpoczyna walkę o tron. Kolejne urodziny będzie świętować tylko jedna siostra – nowa królowa Fennbirn.

Moja opinia (lubimyczytać.pl):



"Trzy mroczne korony" Kendare Blake to pozycja dość intrygująca. A mianowicie:

wyspa odcięta (prawie) od świata
trojaczki, zawsze dziewczynki, które rodzą się od królowej, która także była kiedyś jedną z trojaczek i tak w kółko
jedna z trojaczek zostanie królową, a która? zależy od tego która przeżyje.

Więc historia się toczy tak, że poznajemy jedne z wielu innych trojaczek, każda z nich ma inne moce, więc każda trafiła do innej części wyspy, gdzie są wychowywane na królową. Mamy Trucicielkę, mamy Panią Natury oraz mamy Mistrzynię żywiołów.
Która przeżyje? Która zostanie królową?
Po tym, że akurat zostały przedstawione nam akurat te trojaczki, możemy podejrzewać, że coś będzie inaczej, że coś się stanie.

Jeśli miałabym wybierać, która z królowych jest moją "wybranką", trudno byłoby mi podjąć decyzję, w każdej z nich widziałam kawałek siebie, jakąś cechę czy dwie, które sama posiadam, ale na koniec książki, kiedy każda jest w jakimś sensie zmieniona, prawdziwe natury wyszły na jaw, a ludzie zmieniali swoje pewniki, pewnie byłaby to Mirabella, ze względu na jej miłość do pozostałych sióstr mimo wszystko.

Ale cały czas mówię o dziewczynach, a co z chłopakami? Którzy zazwyczaj są w centrum mojego zainteresowania? O tak, jest kilku takich i wszyscy są super i genialni.

Aby dowiedzieć się co dokładnie działo się na kartach tej historii, musicie sami po nią sięgnąć, bo ode mnie dowiecie się tylko tyle, że jest śmiesznie, smutno, zabawnie, ponuro. No i że czasami akcja, czasami nuda, ale dość intrygujący koniec nas spotka, ale nie martwcie się, to tylko koniec tej części. Czyli śmiało możecie się przywiązywać do tej historii, bo czeka na was druga część :D

Cytaty:

- Kiedy chodzisz, jesteś bardzo potulna, Kat. Chcę, byś kroczyła przez salę, jakby już do ciebie należała. Czasami wydaje mi się, że ty się tylko przemykasz.
- Przepraszam - mówi, kiedy gorąca herbata wylewa się przez krawędź i parzy jej palce. - A jeszcze bardziej przepraszam za to, że nie miałem dość rąk, by przynieść śmietankę. Ale proszę. - Sięga do kieszeni marynarki i wyjmuje garść kostek cukru.
Mirabella zaciska wargi. Tak, Bree i Elizabeth były bardzo zatroskane. I lojalne. Nie wydały jej nawet kiedy na ich plecach pojawił się tuzin śladów od bata. Powinna się domyślić, że do tego dojdzie.
Copyright © 2016 CHOCOLADZIX , Blogger