
Ktoś by mnie zapytał teraz, gdyby mnie zobaczył: "Co tam? Trudny pierwszy/drugi dzień w szkole?" A ja bym powiedziała, że nie... Trudny dzień w Krakowie. Dzisiejszy dzień to był koszmar. Więc mój pierwszy poniedziałek w roku szkolnym 2016/17, dzień 5 września przejdzie do historii.
Nie powiem do jakiej szkoły się dostałam, bo chciałam o tym osobny post napisać, ale że akurat ten się nawinął, to muszę się pilnować :D Ale jak ktoś mieszka w Krakowie, albo zna to miasto na tyle dobrze, to może się spostrzec, gdzie teraz chodzę.
Dzień zaczął się spokojnie. O ok. 7, tato mnie budzi, żeby się ze mną pożegnać, bo tatko teraz do stolicy jeździ co poniedziałek i wraca do domu co piątek wieczór. Ale chce mi się spać dalej, a zresztą budzik mam 20 minut później, więc drzemię dalej. Wstaję tam o tej 7.20-30. Robię to co robię zawsze, a na śniadanie jem mleko z płatkami.
A mój brat śpi w najlepsze na kanapie w salonie, bo on tu już "nie mieszka", tylko do końca września, będzie w domu, a potem leci do Rzeszowa i tam zostaje. Zazdroszczę mu takiego długiego snu. Ale wracając...
Wychodzę z domu na 10 minut przed odjazdem tramwaju, żeby na spokojnie dojść na pętlę, albo pierwszy przystanek (bo do obydwóch mam taką samą odległość, a innej trasy nie ma, więc nie robi to różnicy). Przypominam sobie, że zmienił się rozkład jazdy, więc aktualizuję aplikację i patrzę. Tramwaj "18" jedzie o 8.48, a nie jak wcześniej o 8.50. Więc przyspieszam kroku i idę na pierwszy przystanek, bo to jednak zawsze ta minuta później. Kiedy już jestem w tym tramwaju, jest spokojnie. Jadę sobie, telefon przeglądam, i takie tam.

Poniedziałki takie fajne mam, że tylko 4 lekcje i kończę o 12.50. Więc po wyjściu ze szkoły idę na "18" i jadę, nie do domu, ale na Stradom coś załatwić. Ze Stradomia wracam 13 na Bagatelę, żeby się przesiąść na swój tramwaj, ale stwierdzam, że jestem głodna i idę do Maca, a potem zaglądam do Taniej Księgarni. Tramwaj mam mieć o 14.12, więc czekam te 6 minut. Ale nie przyjeżdża, zauważam, że na ekranie wyświetla się, że 18 będzie o 14.42. Więc ruszam na planty, i idę tą samą drogą co rano, na Stary Kleparz. Stamtąd jadę pierwszym lepszym na Dworzec Główny. Z niego idę pod Galerię Krakowską i jadę do domu 3. W domu jestem o równej 15. Więc przeszłam pół Krakowa, wykończyłam się, deszcz padał.
To był trudny dzień, MPK się zbuntowało przeciwko mnie, a ja mam obolałe nogi...
Więc do następnego...
Ja raz byłam w Krakowie, wiesz ja to bliżej stolicy (zresztą tam chodzę do szkoły). W sumie miałam raz podobnie, ale jednak Wa-wa ma lepszą komunikację niż Kraków, a mi wysiadł pociąg z Modlina do Wa-wy, ale na szczęście już w Wa-wie. Bo inaczej to bym chyba wróciła do domu!
OdpowiedzUsuńJeju, jak ty masz fajnie, chciałabym tak kończyć! A w pon kończę o.... 15:20... Masakra. Wiesz, spacer dla zdrowia - widzę, że nie tylko u nas jednak padało, a to już mniej przyjemne.
czasem są takie dni, tylko dlaczego zawsze musi wtedy padać deszcz?
OdpowiedzUsuńhttp://blotodlazuchwalych.blogspot.com
Czasami początki są trudne, ale potem będzie lepiej, a kiedyś znów tramwaj stanie a pogoda będzie pewnie jeszcze gorsza śnieg z deszczem np. tak to bywa raz pod górkę raz z górki
OdpowiedzUsuń