niedziela, 22 lipca 2018

RECENZJA >> "Ostatni akord" Erich Segal (6/2018)

RECENZJA >> "Ostatni akord" Erich Segal (6/2018)

"Ostatni akord"


Tytuł oryginału: "Only love"
Autor: Erich Segal
Tłumaczenie: Elżbieta Zychowicz
Wydawnictwo: Albatros
Seria: -
Liczba stron: 354
Data premiery: 01.01.2016 r.

Opis książki z okładki:
W uporządkowane życie rodzinne doktora Matthew Hillera, światowej sławy specjalisty w dziedzinie leczenia nowotworów, wkrada się niepokój, kiedy o pomoc prosi go piękna i bogata Silvia Rinaldi. Silvia jest śmiertelnie chora - ma zaawansowany nowotwór mózgu i może ją uratować jedynie zastosowanie opracowanej przez Matthew metody opartej na najnowszych zdobyczach inżynierii genetycznej. Przed laty oboje przeżyli niezwykle namiętną miłość, kiedy jako młodzi lekarze wyjechali do Etiopii w ramach akcji pomocy Medecine Internationale. Gdy postrzelony przez partyzantów Matthew leżał w szpitalu, Silvia tajemniczo zniknęła z jego życia. Potrzebował lat, by odzyskać równowagę psychiczną. Czy zdoła ocaliż życie swojej dawnej ukochanej? Czy los da obojgu jeszcze jedną szansę na wspólne szczęście?

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Niesamowita książka, która łączy w sobie romans, medycynę i Afrykę. "Ostatni akord" był idealnym odmóżdżaczem, jakiego potrzebowałam po 3 ciężkich lekturach szkolnych.
Chciałam miłości, mam miłość. Chciałam nieszczęścia, dostałam je. Myślałam o katastrofie/biedzie/ludziach, było wszystko! Podświadomie pragnęłam także nutki medycyny (mama pielęgniarka i brat student medycyny zobowiązują), której dostałam tyle, że spełniła moje wszystkie wymagania :D
Główny bohater to Matthew, lekarz, który stworzył terapię likwidującą guzy nowotworowe (jeśli inaczej to szło to wybaczcie, ale akurat ten aspekt, aż tak bardzo mnie nie interesował). Matt jest jednocześnie muzykiem, a konkretnie pianistą. Cała książka jest skupiona na nim, narrator jest tam gdzie jest on, wiemy tylko to co wie sam Matt.

Postać Matthewa jest niezwykle dobra, świetnie wykreowana, posiada wszystkie ważne aspekty jakie mężczyzna powinien mieć :D Myślę, że taki Matt mógłby być wzorcem i ideałem mężczyzn (dla mnie) - studiujący medycynę i muzykę, jadący na misje do biednych krajów, świetny muzyk, który od tak mógłby coś zagrać, a potem także renomowany lekarz (również świetnie się spisujący jako mąż i ojciec). Nie mam żadnych zastrzeżeń do tego ideału.
Potem są dwie najważniejsze postacie kobiece, które raczej się traktuje na równi, biorąc pod uwagę ich powiązanie z Mattem, ale ja zacznę od tej którą bardzie lubię.
Evie, od czasów studiów najlepsza przyjaciółka Matta, wiolonczelistka, trochę starsza od M. Wspólnie przeżyli naprawdę wiele, grywali razem w duecie, zwierali się sobie ze wszystkiego przy prawdziwej muzyce, którą oni wykonywali. Potem Evie wyjechała i wyszła za mąż i na tym urwał się kontakt obojga, pomimo najszczerszych chęci M.
Silvia, pierwsza ujawniona prawdziwa miłość M., młoda lekarka, która pojechała do Afryki, wtedy kiedy Matt. Niedoświadczona prawdziwym światem, dotychczas żyjąca raczej pod kloszem niż poza nim, jest również bardzo mądra i bystra oraz dopisuje jej niezwykle piękna włoska uroda.

Nie mam żadnego komentarza do książki, poza tym, że jest naprawdę świetna. Niby typowe romansidło, to jednak wchłania bez reszty i się czyta do samego końca na samym luzie.

Gorąco polecam

Cytaty:
Gdy byłem dzieckiem, marzyłem nieustannie o jednym - że ojciec zjawi się w szkole podczas dnia sportu i pokona wszystkich innych ojców w biegu na sto metrów. Rzecz jasna, nigdy się to nie zdarzyło, ponieważ w dniu zawodów był zawsze "chory".
Następne lata cechował spokój beethovenowskiej Symfonii Pastoralnej. Byliśmy bardzo szczęśliwi. W każdym razie przez długi czas.
Wszystko skończyłoby się - szybko i bezboleśnie. Jak od kuli w mózg.
Zdałem sobie nagle sprawę, że jestem bardzo, bardzo szczęśliwy. Impulsywnie ucałowałem dziewczynki i przytuliłem moją kochającą żonę. 

środa, 18 lipca 2018

RECENZJA >> "Emma i Oliver" Robin Benway (8/2018)

RECENZJA >> "Emma i Oliver" Robin Benway (8/2018)
O to kolejna recenzja w nowej serii. 
Jako że w za niedługim czasie wyjeżdżam na 10 dni i nie będę raczej miała możliwości pisania postów, to w ciągu tych kilku dni, które mi zostały napiszę kilka recenzji w przód i włączę automatyczne publikowanie. Oczywiście, jak mnie nie będzie, to może napiszę kilka słów o tym, co tam u mnie, ale jeszcze nie wiem jakim czasem wolnym będę dysponować.
____________________________________________________________

"Emma i Oliver"

Tytuł oryginału: "Emmy i Oliver"
Autor:  Robin Benway
Tłumaczenie: Aga Rewilak
Wydawnictwo: Pascal
Seria: -
Liczba stron: 382
Data premiery: 17.02.2016 r.

Opis książki z okładki:
Emma i Oliver mieli zostać przyjaciółmi do końca świata. Mają po siedem lat, mieszkają obok siebie, a na dodatek urodzili się dokładnie tego samego dnia, w tym samym szpitalu.
Pewnego dnia Olivera porywa ojciec. Chłopiec odnajduje się dopiero po dziesięciu latach.
Emma wyrasta na rezolutną, kochającą surfing nastolatkę, której główną troską stanowi wyrwanie się spod skrzydeł nadopiekuńczych rodziców. Gdzieś w głębi serca nadal jest miejsce dla utraconego przyjaciela z dzieciństwa. Oliver zachowuje bezpieczny dystans, próbując uporać się z pogmatwanymi emocjami. Nie odnajduje się w dawnym życiu i nie potrafi otworzyć się przed najbliższymi. Jednak Emma nie poddaje się łatwo.
Nastolatkowie podejmują emocjonującą walkę o swoje uczucia. Szybko okazuje się, że jest między nimi coś więcej niż przyjaźń...

Czy Emma i Oliver są sobie przeznaczeni?

Czy uporają się z ciężarem przeszłości i niepewnością, jaką niesie przyszłość?

Moja opinia (lubimyczytać.pl):
"Emma i Oliver" zwyczajna książka o zwyczajnych nastolatkach, których spotyka niekoniecznie zwyczajna sytuacja.
A mianowicie, Olivera porywa ojciec. A po 10 latach udaje się go odnaleźć i Emma wraz z przyjaciółmi, którzy już pogodzili się z sytuacją, muszą na nowo uczyć się ich przyjaciele z dzieciństwa. Wszystko się zmienia, ale też wszystko jest takie samo!
Jak dla mnie książka, ciekawa i nawet fajny temat. Jednak trochę dla mnie była dziwna kreacja głównej bohaterki, a może takie są nastolatki znane autorce, według mnie mogła być lepiej stworzona. Natomiast Olivera, jest zaskakująco mało, jak na drugiego głównego bohatera. Dopiero na koniec, kiedy wszystko się rozkręciło i ustabilizowało, jakoś wszystko się "unormalniło" czyli więcej widziałam rzeczywistości w świecie wykreowanym przez Robin.
I nagle książka się skończyła :( 
Tak mi się podobał ten koniec, że chciałabym przeczytać ciąg dalszy (nawet gdyby nic ciekawego się nie działo i była toby zwyczajna obyczajówka młodzieżowa).
Polecam, dla lekkiego odmóżdżenia mózgu. Dla mnie była idealna w momencie, kiedy byłam tak blisko wybuchnięcia nienawiścią do szkoły...

Cytaty:
- Nie, robisz tak - wykonałam gest naśladujący jego odrywanie kawałka chleba, - a potem zjadasz. W ten sam sposób jadłeś kanapki, kiedy byliśmy mali.
- Patrz! - wykrzykuje. Karteczka była tyle razy składana i rozkładana, ze wydaje się miękka jak wełna. Emma rozprostowuje są. Jest tam napisane: LUBISZ EMMĘ? TAK CZY NIE? A słowo "tak" zostało podkreślone trzema kreskami.
- Fuj, sałatka owocowa - wyjąkała Caro, zaglądając do lodówki. - Nie jestem w stanie używać kokosowego balsamu do ciała, bo robi mi się niedobrze. 

poniedziałek, 16 lipca 2018

Renowacja bloga

Renowacja bloga
Posty będą takie jakie mi wyjdą, czyli długie, krótkie, ładne, brzydkie; nie będę specjalnie się starała, aby wszystko było spójne i logiczne.
Powstaje nowa seria, na razie pod tytułem: RECENZJA>> (i myślę ze tak zostanie, będzie łatwiejsza do wyszukiwania)
Recenzje będą powstawały na podstawie mojego konta lubimyczytac.pl, do którego serdecznie zapraszam (<<KONTO>>).

Praktycznie będzie to wyglądać tak: czytam książkę, po przeczytaniu aktualizuję stan na LC, piszę recenzję na LC, a potem piszę posta na blogu i kopiuję recenzję. Recenzje będą należały do mnie całkowicie, piszę tylko to co ja myślę o książce itd.

Jeśli widzieliście już moją pierwszą recenzję tutaj, to już poznaliście podstawowy szablon recenzji, jak będzie tutaj wyglądać.
Szablon jeszcze tutaj pokażę i objaśnię niektóre rzeczy dokładniej:
____________________________________________________________
Tutaj będzie zdjęcie  okładki książki

"Tytuł"

Autor: 
Tłumaczenie: 
Wydawnictwo: 
Seria: 
Liczba stron:
Data premiery:
(tego chyba nie trzeba tłumaczyć)
Opis książki z okładki:
(tutaj zawsze będzie się pojawiał ten opis, który można znaleźć z tyłu książki na okładce)



Moja opinia (lubimyczytać.pl):
(tutaj będzie skopiowana recenzja z mojego konta na LC)

Cytaty:
(tutaj będą pojawiały się cytaty, które mi się spodobały w książce, lub które wyłowiłam, zawsze pojawi się tutaj co najmniej dwa cytaty)

____________________________________________________________
Przez kolejne kilka recenzji, będą pojawiać się książki, które już wcześniej przeczytałam, i które mają jakąś moją sensownie napisaną opinię na LC. Jeżeli chcecie być na bieżąco, i wiedzieć co być może będzie na kolejnej nowej recenzji (czyli z bieżących książek, a nie poprzednich), to zapraszam do stalkowania mojego konta (link był wyżej, lub jest też w zakładce "Zuzz - Hrabina Star").

A, i zdjęcia okładek nie należą do mnie, są wyszperane z odmętów czarnej dziury, zwanej Google.
____________________________________________________________
Zostanie też kontynuowana seria "ZuzTrip", ale nie w najbliższym czasie, bo nie mam jak i kiedy zrobić edycję zdjęć.
Będzie też kontynuowana seria filmowa "KĄCik MŁODEgo KiNOmana" mojego brata, ale przeze mnie i stworzą się dwie części: by Szczepan Jędrusik i by Zuzz Jędrusik. Nie zrobię tego tak pięknie jak mój brat, ale zrobię co mogę, abyście byli także i z tego zadowoleni :D No i sprawdzę, czy brat nie chciałby w dalszym ciągu tego kontynuować, może uda mi się go namówić na, co jakiś czas, krótki pościk. :D

Koniec tego dobrego i bawcie się dobrze na wakacjach :**

RECENZJA >> "Królewska klatka" Victoria Aveyard (11/2018)

RECENZJA >> "Królewska klatka" Victoria Aveyard (11/2018)

"Królewska klatka"

Tytuł oryginału: "King's Cage"
Autor: Victoria Aveyard
Tłumaczenie: Adriana Sokołowska-Ostapko, Joanna Dziubińska
Wydawnictwo: Moondrive
Seria: Czerwona królowa (tom 3)
Liczba stron: 559
Data premiery:  24.05.2017 r.

Opis książki z okładki:
MAVEN MNIE NIE ZABIJE. Nie zrobi tego. Poznaję to po jego dotyku. Długie, blade palce nadal obejmują mój nadgarstek, chociaż unieruchamia mnie smycz, którą Srebny władca cały czas ściska w drugiej dłoni. Nawet teraz, gdy ma nade mną absolutną władzę, nie puszcza mojej ręki. Wolałabym umrzeć, niż tkwić w tej klatce, w matni szaleństw i obsesji młodocianego króla.


Moja opinia (lubimyczytać.pl):
Tak długo zwlekałam z przeczytaniem trzeciej części serii "Czerwonej Królowej", że w końcu się wkurzyłam oraz stwierdziłam: nie ma takiej opcji, żebym nie wzięła tej książki na urlop rodziców. No i wzięłam, no i przeczytałam. Trochę mi to zajęło bo prawie cały ten czas czyli jakieś 10 dni. Ale jest przeczytana i mogę coś o niej powiedzieć... Nie ma co dużo gadać:

"Królewska klatka" to jest trzecia część przygód Mare Barrow oraz jej czerwonokrwistych i srebnokrwistych przyjaciół.

Książka się zaczyna tak jak wiemy, że się skończyła, czyli konsekwencjami podjętej przez Mare decyzji, która nie wszystkim się spodobała (jedynie tylko jej "wrogom"). Kilkanaście pierwszych rozdziałów przedstawiało jak wygląda życie buntowniczki i o tym jaka one jest biedna, bezużyteczna i bezsilna. Szczerze powiedziawszy miałam jej serdecznie dosyć, tak na serio. Oczywiście też pomiędzy rozdziałami Mare pojawiały się pojedyncze rozdziały Cameron (jednej z Nowych), które urozmaicały mi czytanie. 
Na szczęście gdzieś w około po połowie zaczęło się dziać... Ruszyły w końcu działania Szkarłatnej Gwardii, o której planach wiele i niewiele się czytało. I właśnie to było najlepszą częścią tej książki. Ku mojemu niezadowoleniu skończyło się nie tak jak myślałam i w ogóle zakończenie zniszczyło moje marzenia i miłości (chociaż nadal wierzę, że nie jest tak jak sobie Mare myśli, bo oczywiście epilog jest z punktu widzenia Mare, a ona ma ograniczony horyzont o miłość do Cala - [poczuła się zdradzona]) I to tyle co mam do powiedzenia na temat fabuły.

Mare, jak już wspomniałam, dla mnie była najgorszą postacią w tej części, jeżeli chodzi o wykreowanie, a tak bardzo ją nawet lubiłam. Na szczęście w tej ciekawszej części książki trochę się polepszyła i stała się znośna.
Cal - mój ukochany wygnany książę. Nadal chce się rzucać w ogień (za Mare, a jakby inaczej), a jednak rozważa wszystkie możliwości, taki z niego urodzony strateg i dowódca, chociaż jak to powiedział jego brat do Mare: lepiej wykonuje rozkazy niż sam decyduje (jakoś nie tak, ale ogólny sens gdzieś tak).
Maven - to jest istny potwór, zaczęłam go powoli nie lubić, ale pod względem charakterystycznym, jak został stworzony - to było niesamowite. Jest taki sztuczny, w ogóle sobie nie wyobrażam, żeby jakiś człowiek mógł taki by, nawet najgorszy złoczyńca, a jednak jego wyjaśnienie to tłumaczy (oczywiście to wszystko przez jego matka, która wiecznie będzie zła, nawet jak już jej nie ma)
Kilorn - za mało go było, żeby coś o nim pisać, nadal pełnił rolę wsparcia Mare (jak ona może go tak wykorzystywać i jeszcze go tak traktować? To jest najlepsze co ją mogło spotkać, a ona ignoruje jego potrzeby!!) i jest świetny w kontaktach z Nowymi, stał się takim łącznikiem pomiędzy nimi a wojskiem <3
Farley - kocham ją!! Ona nigdy się nie zmienia :D pomimo tego nawet w jakim jest stanie, chociaż i to sprawia, że jest jeszcze lepsza :D
No i jeszcze w końcu poznajemy Dowództwo, prawdziwy wygląd Szkarłatnej Gwardii, zasięg SG i jej wsparcie. Poznajemy też dużo więcej Nowych, a przynajmniej dużo więcej możliwych umiejętności Nowych.

Książkę bardzo wyraźnie dałoby się podzielić na trzy nierówne części: na nudną i ciągnącą się, na lecącą jak wiatr akcję, czyli ekstra ciekawą i na bezsensowne zakończenie.
Z jednej strony mi się nie podobała, a z drugiej strony się zakochałam.

Nie warto kończyć serii na drugiej części, bo w końcu ta ciekawość kiedyś Cię zeżre i nie będzie co już ratować. Polecam, ale dawkować ostrożnie. na pewno przeczytam kolejną część jak tylko będzie...

Cytaty:
Ten ostatni obraca się na pięcie i rusza w przeciwnym kierunku. Idzie tam, gdzie znajduje się jedyna rzecz, która może go jeszcze ogrzać. Tron z nieruchomych płomieni. 
W mojej głowie rozbrzmiewa jedno imię. "Cal. Cal. Cal. Jeśli się do niego dostanę, będę bezpieczna". Może to kłamstwo, ale przynajmniej dobre kłamstwo. 
 Jego naga skóra zaczyna parować i wokół torsu wytwarza się cienka warstwa szarej mgły. Krople deszczu wydają syk, gdy na niego padają, wygotowując się w ciągu sekund. Kiedy Cal się uspokaja, proces ustaje, ale on nadal pulsuje ciepłem. Bez zastanowienia przytulam się do niego, czując, jak po plecach przebiegają mi dreszcze.
Copyright © 2016 CHOCOLADZIX , Blogger