poniedziałek, 23 marca 2015

Ekologia w ZSOI 1, czyli krótko mówiąc makulatura...

Siemanko!!!
Uwaga w tym poście bardzo dużo nawiasów kwadratowych, bo mam do nich uwielbienie!!!
Dzisiaj postanowiłam "poruszyć" temat ekologii [w sumie to nie, ale chciałam poszpanować]. W mojej szkole *PS. Gimnazjum nr 15 w Krk* od wieków [tak naprawdę to ja nie wiem od kiedy] zbierana jest makulatura. Nie wiem czy pamiętacie [nie zdziwię się jeżeli nie pamiętacie, bo ja sama nawet nie pamiętam], ale kiedyś tam [dokładnie to nie wiem] moja klasa wygrała konkurs na największą ilość przyniesionej makulatury. Dumna byłam [to to ja pamiętam]. Teraz, w tym momencie, aktualnie - zbierana jest makulatura, kontener dalej stoi za szkołą [jak mniemam]. Sama [z tatusiem] przyniosłam dokładnie 53 kg za jednym razem. Potem w poniedziałek, tydzień temu, z naszej klasy zebrała się grupka, która pomagała przy przyniesieniu makulatury. To było cudowne.
*Retrospekcja [cokolwiek to jest]*
- Dobra, kto idzie to idzie! Staszek idź do woźnego i poproś o ten niebieski wózek!! -Anka ogarnia klasę.
- Staszek, wio po wózek, natychmiast!! Czasu ni ma!! - ja poganiam, raniąc sobie gardełko.
Staszek wózek załatwił, a Jasiek, tak dla poszpanowania, wskoczył na niego i stał bez trzymanki, podczas gdy my, czyli ja, Ewka, Aśka i Staszek ciągnęliśmy pojazd. "Zjechaliśmy" podjazdem dla niepełnosprawnym, przy czym Jasiek i Kuba, który nie wiem jak też na nim był, w pisk. Ja i Ewka lub Aśka [nie pamiętam] kierowałyśmy wózkiem, próbując bez szwanku przejechać przez furtkę. Zastanawialiśmy się jak przejedziemy przez szlaban, a tu zaskoczenie, woźny otworzył nam szlaban i trzymał dopóki nie wróciliśmy. Dziewczyny, Ania-liderka, Zuzia-przewodnicząca, Gabi i Julka, poszły szybciej, przez co ja się wydarłam na chłopaków i kazałam im dogonić dziewczyny z tym wózkiem. Jak tak patrzyłam na chłopaków, jadących z prędkością rowerzysty na zawodach, cieszyłam się w duchu, że nie ma dużego ruchu na chodniku. Stojąc na pasach, byliśmy głośnej niż kibice na meczu, a Jasiek, nie wiem po co, wyskoczył na ulicę, udając rockowego gitarzystę, na co my, wszystkie dziewczyny, wydarłyśmy się na niego. Były dwie zebry, więc była to najgorsza rzecz, przez którą, na całe szczęście, wózek i jakaś starsza babcia przeszły bez szwanku. Pchając wózek po chodniku [coraz bliżej celu, tak myśląc], zastanawiałam się jak mogli zrobić tak krzywe chodniki, czego skutek będzie później. Dojechaliśmy do celu, wózek bez rysy, jaka ulga. Potem było pakowanie worków 20-kilogramowych na wózek. Zmieściło się pewnie z 8 worków, a 2 worki wylądowały na rękach chłopaków. My [znowu wszystkie dziewczyny] ciągnęłyśmy/pchałyśmy/asekurowałyśmy wózek. Staszek i Maciek nieśli jeden wór, Jasiek i ktoś [nie pamiętam kto, chyba Wojtek] próbowali nieść drugi, a Mati zbierał książki, które wypadały z worków. I tutaj przytaczam moje przemyślenia "jak mogli zrobić tak krzywe chodniki". W wyniku czego praktycznie dźwigaliśmy to, a nie pchaliśmy na wózku. Niechcący wjechaliśmy w błoto, bo był za wysoki próg przy pasach, a obok było obniżenie, więc wiecie. Szlaban otwarty, więc przejechaliśmy. Jadąc wózkiem do kontenera, zauważyłyśmy latające książki nad tym metalowym pudłem [mogącym podobno pomieścić 3t], okazało się że chłopaki, zamiast normalnie otworzyć drzwi, przerzucali makulaturę, tak że czasem przelatywała przez całą długość kontenera i lądowała po drugiej stronie. Szybko się uwinęliśmy z tym, zwróciliśmy wózek i zapisaliśmy makulaturę w specjalnym zeszycie "Ania ******* +krasnoludki - 220kg"
*Koniec retrospekcji*
Mogę się założyć, że gdy oddawaliśmy wózek i zapisywaliśmy wynik, pan woźny i pani woźna śmiali się z nas. W piątek w zeszłym tygodniu, zrobiono drugą klasową "zbiórkę", niestety, ja pomogłam im tylko zapakować pierwszą turę na wózek i nie wróciłam do szkoły tylko do domu. Jak dobrze słyszałam zrobili kilka tur. Mam nadzieję, że i tym razem zdobędziemy pierwsze miejsce.
***
Teraz kończąc to, jestem troszkę podenerwowana, ponieważ mój kochany braciszek, pomimo moich próśb, nie odkurzył nawet salonu, a miał wyciągnięty odkurzacz, siedział w salonie i  nic nie robił. Więc gdy wychodził byłam odrobinkę wściekła. Musiałam odkurzyć za niego [w całym domu], poskładać po nim [no bo po co on będzie składał] talerze z późnego dietetycznego obiadu i złożyć ubrania z suszarki, żeby mama zmęczona po 12h pracy, nie musiała tego robić.
[Odkąd z mamy oddziału odeszły pielęgniarki na urlopy macierzyńskie, nie-macierzyńskie i mama musi pracować czasem na 12h *cały dzień, 7-19*, "przejęłam" razem z tatą na pół posadę gospodyni domowej]

2 komentarze:

  1. Takie posty na pewno będę czytać! :D
    Świetneeeeee ;*
    Mój Blog - klik!

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że nie ma zdjęcia z tego transportu, a za prędkość to Ws mogła policja zatrzymać

    OdpowiedzUsuń

Jeśli skomentowałeś/aś dziękuję, to mnie motywuje.
Jeśli twój blog będzie ciekawy, zawsze zaobserwuję, więc nie musisz pisać o obserwowaniu.
Jeśli piszesz już któryś raz komentarz, nie musisz pisać adresu bloga.

Copyright © 2016 CHOCOLADZIX , Blogger